Louis
Wpadłem spanikowany do szpitala i biegiem udałem się pod salę, którą podała mi Jade. Pod pokojem zobaczyłem moją przyjaciółkę i Theo. Podszedłem do dziewczyny i usiadłem obok niej:
- Co z nimi? - Zapytałem, próbując unormować swój oddech.
- Nadal czekamy - odparła brunetka. Poderwałem się z krzesła i zacząłem chodzić po korytarzu w tę i z powrotem. Okropnie się bałem. Dopiero wczoraj dowiedziałem się, że zostanę ojcem, ale przyzwyczaiłem się do tej myśli i w sumie cieszyłem się, że będę miał dziecko. Nie obchodziło mnie, co mówią moi rodzice i ojciec Zoe. Nie mogłem tylko zrozumieć jak mogą nienawidzić swojego wnuka. Po chwili z sali wyszedł lekarz:
- Doktorze, co z moją dziewczyną i dzieckiem? - Zapytałem szybko.
- Sytuacja jest opanowana. Pana dziewczyna nie powinna się denerwować, to nie jest zdrowe ani dla niej, ani dla waszego dziecka. Zostawimy ją na jeden dzień na obserwacji, ale najlepiej jakby przez kilka najbliższych dni została w domu i odpoczęła - wyjaśnił, a ja odrobinę się uspokoiłem.
- Mogę do niej wejść? - Spytałem.
- Oczywiście, ale proszę jej bardzo nie męczyć - odparł. Pożegnałem się z nim szybko, po czym wpadłem do sali gdzie leżała Zoe. Dziewczyna widząc mnie delikatnie się uśmiechnęła:
- Ale mnie nastraszyliście - powiedziałem, siadając na krześle obok jej łóżka - jak się czujesz? - Zapytałem, chwytając jej dłoń.
- Fizycznie lepiej niż psychicznie. Okropnie się bałam, wiesz? Chyba dopiero dzięki temu zrozumiałam, że jeszcze nie znam tego dziecka, ale kocham je i nie mogę się doczekać aż je przytulę - powiedziała.
- Mówiłem ci, że będzie dobrze, ale nie możesz się tak denerwować, bo szkodzisz i sobie i naszemu dziecku - pogłaskałem ją po głowie.
- Nasze dziecko, ładnie to brzmi - uśmiechnęła się - teraz tylko czekam aż mój ojciec zrozumie, że to jest jego wnuk, a nie bękart - posmutniała.
- Nie myśl teraz o tym, odpoczywaj. Na dole jest barek, przynieść ci coś? - Powiedziałem chcąc zmienić temat.
- W sumie możesz mi kupić herbatę i czekoladę - odparła.
- Jasne, zaraz wracam - uśmiechnąłem się, po czym wyszedłem na korytarz, zamieniając się z Jade.
Zoe
Dzień po tym jak trafiłam do szpital lekarz pozwolił mi wyjść do domu, ale kazał odpocząć przez kilka najbliższych dni. Dlatego już trzeci dzień siedziałam w domu, a moi przyjaciele "pilnowali" mnie na zmianę. Właśnie siedziałyśmy z Jade w salonie w moim mieszkaniu, oglądając czwartą komedię romantyczną i zapychając się kolejnym pudełkiem lodów, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Chciałam sama otworzyć, ale moja przyjaciółka stwierdziła, że ona otworzy, a ja mam siedzieć. Po chwili dziewczyna wróciła do pomieszczenia, a za nią wszedł mój ojciec:
- Co ty tu robisz? - Zapytałam, podnosząc się z miejsca.
- Chciałem sprawdzić, co i ciebie - odparł.
- Jak widzisz mam się dobrze - mruknęłam, odkładając pudełko z lodami na stolik.
- Skarbie, martwię się o ciebie - powiedział spokojnie.
- Chciałeś, żeby moje dziecko umarło - wrzasnęłam.
- Po prostu nie chcę, żebyś zmarnowała sobie przyszłość - próbował mnie przekonać.
- Zrozum, że zmarnowałabym sobie życie, gdyby ono umarło, do końca życia nie mogłabym sobie tego wybaczyć - krzyknęłam, a w moich oczach stanęły łzy - wyjdź - szepnęłam, czując, że za chwilę się rozpłaczę. Mężczyzna przez chwilę stał bez ruchu, ale po chwili opuścił moje mieszkanie. Opadłam na kanapę i zaczęłam płakać. Jadę usiadła obok mnie i mocno przytuliła:
- Nie mów nic Louisowi, nie chcę, żeby się martwił - wyszlochałam.
Niall
O dziewiątej rano zapukałem do drzwi mieszkania moich przyjaciół. Po chwili otworzyłam mi Zoe, ubrana w krótkie spodenki i luźną koszulkę na ramiączkach, po czym bez słowa ruszyła do kuchni. Zamknąłem drzwi na zamek i udałem się za dziewczyną:
- Obudziłem cię? - Zapytałem, wchodząc do kuchni.
- Nie, niedawno wstałam. Napijesz się kawy? - Powiedziała, otwierając szafkę.
- Chętnie -odparłem - ale ty wiesz, że nie powinnaś pić kawy? - Spytałem, stając obok niej.
- Wiem, zrobię sobie herbaty - przewróciła oczami - idź na balkon, zaraz przyjdę - dodała.
- Jesteś pewna, że nie chcesz, żeby ci pomóc? - Upewniłem się.
- Tak, nie jestem upośledzona - warknęła zirytowana.
- Jak chcesz - mruknąłem, po czym wyszedłem z kuchni i ruszyłem w stronę balkonu. Oparłem się łokciami o barierkę i odpaliłem papierosa, zaciągając się dymem. Chwilę później dziewczyna wyszła na balkon z dwoma kubkami w rękach i podała mi jeden z nich. Mruknąłem ciche "dzięki" i upiłem łyk czarnej kawy:
- Niall, przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam. Po prostu odkąd wyszłam ze szpitala wszyscy traktujecie mnie jakbym była śmiertelnie chora, a ja jestem tylko w ciąży i to na początku drugiego miesiąca - odezwała się, stając obok mnie.
- Po prostu martwimy się o ciebie i twoje dziecko - wyjaśniłem.
- Rozumiem, ale nie możecie mnie trzymać w domu przez osiem miesięcy - odparła - musisz teraz palić? - warknęła po chwili. Trochę przerażały mnie jej huśtawki nastrojów:
- Ciągnie cię, co? - Zaśmiałem się.
- Jak cholera, chyba zwariuję przez osiem miesięcy - jęknęła, po czym wzięła łyk herbaty.
- To ja też nie będę palił - stwierdziłem, gasząc papierosa, a ona spojrzała na mnie zdziwiona - co tak patrzysz? Skoro ty nie możesz palić to ja też nie będę - dodałem i zrzuciłem na dół całą paczkę papierosów.
- Oszalałeś? Wyrzuciłeś siedem funtów - krzyknęła, głośno się śmiejąc.
- To jest nic przy tym, co zaoszczędzę - zaśmiałem się - a tak naprawdę to jak się czujesz? - Zapytałem po chwili.
- Dobrze, ale mam już dosyć siedzenia w domu - odparła.
- Idziemy na spacer? - Zaproponowałem, dopijając kawę.
- Louis byłby zły - mruknęła niepewnie.
- Jakoś go tutaj nie widzę - powiedziałem, na co dziewczyna cicho się zaśmiała - to będzie nasz mały sekret - dodałem.
- To ja idę się ubrać i możemy iść - zapiszczała radośnie i wbiegła do mieszkania.
***
Spacerowaliśmy z Zoe po parku już prawie godzinę, a ja nie mogłem się napatrzeć na jej uśmiechniętą twarz. Chociaż spędziła w domu tylko kilka dni, zachwyt w jej oczach wskazywał na to, że nie wychodziła na zewnątrz prze dobre kilka miesięcy. Po chwili przy stoisku z watą cukrową, do którego zmierzaliśmy, zauważyłem Rachel. Miałem zamiar skręcić w boczną alejkę, ale było za późno, bo blondynka zaczęła krzyczeć nasze imiona. Podeszliśmy do stoiska, zamówiłem dwie waty cukrowe i stanąłem przodem do starej znajomej:
- Jak miło was widzieć - wyszczerzyła zęby w swoim sztucznym uśmiechu.
- Szkoda, że my nie możemy powiedzieć tego samego - mruknąłem.
- A jak ma się nasza przyszła mamuśka? - Zwróciła się do Zoe.
- Co? - Zapytała zdziwiona dziewczyna.
- Nie udawaj, wiem, że wpadliście z Tomlinsonem - zaśmiała się niebieskooka.
- Skąd ty o tym wiesz? - Wydukała brunetka.
- Mam swoje sposoby - odparła z chytrym uśmieszkiem - to co? Już cię zostawił czy zamierza to zrobić, kiedy urodzisz bachora? - Spytała, a ja widziałem jak Zoe zaciska ze złości szczękę.
- Rachel, przesadzasz - odezwałem się i w tym samym momencie mężczyzna podał mi nasze waty. Podziękowałem mu, podałem jeden patyk przyjaciółce i żegnając się z Rachel, ruszyliśmy dalej:
- Nie denerwuj się. To głupia, zazdrosna szmata i nie zasługuje, żeby w ogóle zwracać na nią uwagę - powiedziałem, obejmując ją ramieniem - ten spacer to chyba nie był dobry pomysł - dodałem.
- Nie, Niall, to był świetny pomysł i dziękuję, że wyciągnąłeś mnie z domu, bo jeszcze trochę i bym oszalała od tego ciągłego siedzenia - odparł. Wyszliśmy z parku i ulicami Londynu wróciliśmy do jej mieszkania.
***
Po południu siedzieliśmy z Zoe w salonie oglądając kreskówki na jednym z kanałów dziecięcych. Moja zmiana powoli dobiegała końca i niedługo miał się pojawić Louis, żebym ja mógł iść na swoje zajęcia. Kilka minut później usłyszeliśmy jak ktoś przekręca klucz w zamku, a następnie w mieszkaniu pojawił się Tomlinson:
- To co dzisiaj robiliście? - Zapytał po przywitaniu się z nami i rozwalił się w fotelu.
- W sumie to nic ciekawego, siedzieliśmy w domu - odparła Zoe, zerkając na mnie.
- Właśnie, zjedliśmy śniadanie, napiliśmy się herbaty na balkonie, pooglądaliśmy telewizję. Nic nadzwyczajnego - dodałem, po czym pożegnałem się z nimi i wyszedłem z mieszkania, żeby zdążyć na zajęcia. Wychodząc w bloku usłyszałem dźwięk przychodzącego powiadomienia, więc wyciągnąłem telefon z kieszeni, żeby ją odczytać:
Louis: Dzięki, stary. Nie wiem, co zrobiłeś, ale Zoe wydaje się weselsza.
Niall: Wypuść ją z domu to będzie jeszcze szczęśliwsza.
Odpisałem, po czym schowałem telefon z powrotem do tylnej kieszeni jeansów i wsiadłem do mojego samochodu, zaparkowanego przy ulicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz